Na prośbę moni.ka przedstawiem krótką historię Mc Wróbla.
Historia ma swój początek dzień wcześniej, kiedy odbyła się kameralna impreza urodzinowa. Zgodnie z prastarym przesądem, najlepszym śniadaniem dnia następnego jest właśnie McDonald's. Według wierzeń ludowych takie śniadanie przywraca równowagę, koi wszelkie bóle, szczególnie głowy, i pomaga odrodzić się na nowo. Muszę przyznać, że przesąd działa, przynajmniej na moich najbliższych.
Nie myśląc zbyt wiele zapakowaliśmy się więc do radosnego samochodu i za chwilę byliśmy u celu. Przywitał nas ciepły poranek, miękkie słońce i cichy szmer sobotniego życia. Śniadanie zapowiadało chwilę prawdziwego relaksu.
A oto nasz Mc Wróbelek. Wystarczy jej trochę frytek, bardzo mocna kawa i placki z sosem klonowym. Jak na wróbelka przystało, skubnęła to tu, to tam i świergotała ujęta smakiem klonowych smakołyków.
Na horyzoncie pojawiła się jednak konkurencja. Odważna i konsekwentna w swoich czynach. Prawdziwy łowca, zdobywca porannych kalorii.
No cóż nie udało nam się mu wytłumaczyć co to puste kalorie. Widząc jak ujmuje swoją zręcznością innych ludzi mogę się założyć, że jeszcze chwilę i usłyszymy o nim, jako o największym wróblu na świecie, który potrzebuje dwóch krzeseł aby usiąść wygodnie do swojego Mc Zestawu :)
Uśmiałam się do łez! :)) Twoje posty są wyjątkowo oryginalne!
OdpowiedzUsuńNawet zwykły wypad do Mc'Ciapa może sprawić tyle radości. Umiesz ze zwykłych rzeczy zrobić coś ciekawego. Podzielam opinię Moniczki, że Twoje posty są mega-oryginalne!
OdpowiedzUsuń:) Muszę się pochwalić dla niewtajemniczonych, że to ja karmiłem Mc Wróbla... tego ze skrzydłami...
Oj nie wiem, nie wiem. Coś mi się wydaje, że i ten drugi je Ci także z ręki :)
UsuńHa ha ha to ci wróbel :)
OdpowiedzUsuńAle zdjęcia super :)